niedziela, 7 grudnia 2014

Opowieść Arii cz.1

Cisza. Nic innego, tylko cisza. Powolnym krokiem podchodziłam do małego drewnianego krzesełka. Nie na  jakąś wielką, przepiękną , ozdobioną scenę, zwykłe krzesełko. Niby nic , ale to krzesełko teraz jest dla mnie wszystkim. Występ to się teraz liczy. Tylko ty i muzyka. Nic więcej.Siadam na skromnym siedzeniu, ale takim zarezerwowanym dla mnie , chwytam za lirę i zaczynam grać.
Ludzie zaczynają mi sie przyglądać. Zamykam oczy . Zaczynam śpiewać. Cudowna melodia wydobywa się z moich ust , ręce delikanie dotykają strun instrumentu.
Muzyka, to coś co daje mi żyć. Talent - jednocześnie dar i przekleństwo. Posiadając takie umiejętności jesteś skazany na wędrowne życie. Mógłbyś byś kowalem , albo szewcem.
Ale  nie!Ty zostaniesz trubadurem! To nic pewnego. Stały zawód daje ci pewność ,że jakoś przeżyjesz w tym trudnym świecie. Natomiast .... natomiast artysta ma wzloty i upadki . Możesz stać się naprawdę kimś , lub nikim. Wszystko , albo nic. Żyj bezpiecznie będąc nieszczęśliwym , lub podejmij ryzyko. Wybieraj! Eh...Być skazanym na muzykę , coś pięknego i okrutnego zarazem.
Cóż nie ważne, zaraz koniec występu . Zyć nie umierać. Zaraz się dowiem. Cóż mi publiczność odpowie?
Cisza. Cóż to znaczy? Wszyscy patrzą po sobie. Nagle słychać głośne oklaski , ludzie z siedzeń powstawali. Ja też wstałam , oniemiałam i się ukłoniłam. Czy to koniec? Nie! Początek! Idę w dalszą wędrówkę.
-Cóż za anielski głos?- Wciąż słyszę szepty. Czy to prawda? Może zdaje mi się tylko i zaraz do szarej rzeczywistości wrócę, gdzie matka mnie moja oschła czeka. To nic! Jesli sen , niech trwa dalej! Niech się nie zbudzę! Wychodzę z karczmy , idę przed siebie. Jakie dziś cudne chmury na niebie!
Eh... Na dziś dość miasta mam. Chyba pójdę do lasu, gdzieś w dal. Spaceruję tak po lesie i wiatr mnie za sobą niesie. Słyszę szept drzew , słodki glos ptaków. Czy czegoś więcej do szczęścia potrzeba? Idę przed siebie , las tworzy muzykę. Najwspanialszy kompozytor tego świata .
Ah to ! Cóż to ? Kogo ja widzę? Tajemnicza postać- Kobieta. Cudnie wygląda w zwiewnej sukni. Jakiż spokój z niej bije! Ostrożna w każdym kroku , teren bada , drzewom się przygląda. Eh... Myślałam , że nikt już lasu nie odwiedza . Zaczęłam pytająco:
-Eh?- Spojrzałam w stronę dziewczyny.
-Odgarnęła włosy z twarzy, spoglądając na mnie:
- Kim jesteś?
-Aria, trubadurka z okolicznej wioski. W czym mogę pomóc?- ukłoniłam się .
- Nie kłaniaj mi się.- zamachała dłońmi zaskoczona.- Mimo wszystko... uh... wiedziałam jak się zachowasz. Proszę nie kłaniaj się, to dość... krępujące...
-Ty wiesz? Widziałaś może kiedyś mój występ? Jeśli tak to bardzo dziękuję za uwagę... Wiesz to dla mnie trudny początek i...- Odwróciłam na chwilę wzrok zamyślona.
- Nie widziałam.- uśmiechnęła się.- Ale wiem, że świetnie ci idzie, a większość uwielbia jak występujesz.- westchnęła.
-Oh poważnie? Skąd to wiesz? Może jesteś... Ah !Czy to możliwe?
- Co czy jest możliwe?
-Nie znasz odpowiedzi? Eh... A już myślałam...
- Gdybym użyła swojej wiedzy... jaki sens miałaby rozmowa?
-A więc jednak! Nieskończona wiedza kobiety o pięknej urodzie.Toż to Santa Marina!
- Skąd mnie znasz?- odsunęła się przestraszona.
-Bo widzisz... Wciąż wędruję po przerozmaitych krainach. Nie raz słyszało się o panience legendy nie z tej ziemi- Uśmiechnęłam się i spojrzałam w niebo.
- Och? Legendy..? Więc pewnie wiesz, kim jestem?
-Mhm.. - skinęłam głową.
Zerknęła za siebie, potem znów na mnie:
- Cóż... może lepiej... może... może lepiej nie mów mi nic na ten temat.
-Eh... Na śmierć bym zapomniała!
-Huh?
-Eh...to....Eh to.... Eh..to- chodziłam w zastanowieniu dookoła.- Przecież to jasne!- Energicznie usiadłam na ziemi i przyglądałam się Marinie. Wzdrygnęła się, będąc obserwowaną.
 -Wyjaśnij mi proszę, co oznaczają te twoje myśli...
Z tej niezwykłej postaci aż biła niewinność. Jakież to pięnkne.. W tych trudnych czasach ostała się najprawdziwsza czystość duszy. Cudowne...
Nie wiesz?-Powiedziałam głosem pełnym radości.- Musimy się śpieszyć! - Wstałam i rzuciłam miłe spojrzenie w stronę tajemniczej dziewczyny. Ruszyłam w stronę wioski. Odwróciłam się na chwilę, wyciągnęłam rękę w jej stronę:
-Idziesz?- Zapytałam.
- Nie.- zatrzymała się.- Nie idę.. Muszę zostać... Muszę... muszę...- zamgliły jej się oczy.- Ja muszę...- upadła bezwładnie na ziemię.
Cóż za dziwne zdarzenie. Jakież niezrozumiałe i tajemnicze! Nic z tego nie pojmuję.


Eh Marino , czy dokończyć raczysz? :) Chyba , że ktoś chce się wplątać.. ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz