wtorek, 9 grudnia 2014

Opowieść Lucjana cz.1

Eh...Czekam w tej chacie i czekam , a po babie żadnego śladu! Głodny jestem... Liczenie dziur w dachu już dawno mi się znudziło, wszystkie stare, zakurzone księgi już dawno przeczytałem, a ogromny , brudny kocioł przypominał mi tylko , jak dawno nie wrzuciłem czegoś na ząb.
Nagle jak na życzenie słyszę:
-Z buta wjeżdżam! Lucynian do nogi! Dawaj mi tutaj tę książkę co to ja ją z tej ten tego tamtego księgarni wzięłam.. pożyczyłam.- wchodząc narobiła wielkiego hałasu i poprzewracała stojące w kącie miotły i łopaty do śniegu.
-Choć raz mogłabyś ,powiedzieć " Lucek , mój kochany! Jak ci minął dzień?" Meh...
Zmierzyła mnie wzrokiem.- Dzień? Co mnie takie rzeczy interesują?- rzuciła na stół związaną panterę.- Dawaj książkę mamy tu czarnego kota.
Meh...Jak zwykle. Ale taki jej urok. Czarownica , to nie królewna o dobrych manierach. Warto o tym pamiętać. No cóż , jako jej kruk postanowiłem pomóc już spruchniałej, lecz nadto energicznej staruszce. 
-Ok , już, już... Hmmm ... co my tu mamy .... Ta się nada?
Maxime uspokoiła patelnią rzucającą się panterę, potem spojrzała na mnie.
- Nie! Czy ja wszystko muszę robić sama?- przyczłapała do jedynej wielkiej szafki w chacie. Wyrzuciła wszystkie książki. Potem poszła do kufra i wyjęła zakurzoną książkę.Jakby bałagan w chcacie już nie był dla niej wystarczający...
-Tylko nie połam się po drodze - powiedziałem pod nosem .
-Nie jestem głucha!- zaskrzeczała.- Może głupia i ślepa, ale jeszcze nie głucha!- otworzyła księgę na jednej ze stron i zaczęła czytać.
Wzdrygnąłem się :
 - No już.. Przepraszam- powiedziałem udając obojętność.
Przejechala paluchem po kartce, prawie podarła ją pazurem:
- O mam... Lucynian podaj mi oczy traszki.
- Oczy traszki... O CZY TRASZKI? O CZY STRASZKI?! OCZY STRASZKI?!
-Głowa na kark, kark pod ogonem, stary gar, oko z piorunem.- mruknęła czarownica z lekką złością machając palcami. Rzucała zaklęcie. Kto stał się jej celem? Ja oczywiście! W jednej chwili w koło mojego dzioba zawiązała się nić:
- Oczy traszki niedołęgo!- zaskrzeczała.
-mmmm- Zdjąłem nić z pazurami :
 -Co to to nie! Wypraszam sobie! Żebym nici miał na dziobie?! Możesz wszystko, lecz mej jadaczki nie zamkniesz wiedźmo!
Maxime rzuciła mi pełne mroku spojrzenie. Odwróciła się zamaszyście:
- Wiedźmo? Lucynian przywołuję cię do porządku pokrako!- zazgrzytała zębami.- Ubiór na stole, sidła pod drzewem, niech mnie ukoi, uroczym śpiewem!- wrzasnęła. Taki charakter... Czarownicy nie wolno się wściekać bo rzuci wszystkie zaklęcia jakie zna. W jednej chwili zamieniła mnie  w strusia:
- Sama sobie podam.- dodała oburzona i wyjęła z kredensu oczy traszki w słoiku.
-Ja cie... ale wysoki jestem... Eh no dobra spokój , spokój...- Unikałem groźnego wzroku czarownicy. Przerażający...Ugh!
Maxime wsypała trzy oczy traszki po czym dorzuciła parę listków jakichś ziół. Zamieszała, a dziwna jakby zorza polarna pojawiła się nad kotłem. Zerknęła na mnie. Aż się boję. Co ta starucha znowu wymyśliła?
- Powinnam zamienić cię w lisa, akurat potrzebuję do zaklęcia...
-Jakiego lisa ja się pytam!? Nie chcę być lisem! Protestuję!Protest ! Protest! Chwila , a co z czwartym okiem? Chcesz zmarnować? Szybko się psują...
 Maxime .rzuciła okiem we mnie w postaci strusia.
- Jak chcesz to je zjedz.- rzuciła skrzecząc. Dalej mieszała, coś mamrotała.
-Pfff...Widzisz jak się poświęcam?Gdyby nie ja , w tej chacie jeszcze bardziej zalatywalo by zgnilizną...- Powiedział mlaskając.- Mmmm... Pyszne... znaczy ... Obrzydliwe...
Zerknęła w moim kierunku.
 -Zjadł?- zaskrzeczała niesłyszalnie pod nosem. Mruknęła coś po czym skierowała się do wyjścia.
- Idę złapać lisa. Wracam potem.- stwierdziła chwytając miotłę, po czym wyszła trzaskając drzwiami tak, że dom się prawie rozleciał.
-Pff..Skleroza zapomniała...Nie to żeby źle mi było być struciem , ale KRUKIEM JESTEM DO JANEJ CIASNEJ!


Maxime , kiedy wracasz?! Eh... może chociarz Snowglow , nowy kot czarownicy się wypowie... 
A może jeszcze ktoś chce mi tu na chatę wbić?! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz