piątek, 26 grudnia 2014

Opowieść Nieziemskich istot cz.1

 Chwyciłem piękną białą lisicę w swoje ramiona. A ona zadrżała, czując to bijące ode mnie bezpieczeństwo. Jej futro, wygładziłem, pozbyłem się pyłu jaki zostawiła po sobie czarownica, patrząc przy tym jak odlatuje ona daleko, na rozlatującej się miotle. Ach... Istoty wspomagające się takimi czarami, uchodzą w wioskach za niebezpieczne i przerażające. Śmiem wątpić, czy ich serce naprawdę jest tak kamienne, jak powiadają.
 Upewniłem się, iż drobna istota w mych objęciach jest w pełni bezpieczna, po czym ruszyłem z wolna w kierunku pozostawionej Arii. Biedna kobieta, której przyszło spotkać się z wiedźmą. Zanim jednak cokolwiek postanowiłem do niej rzec, usadowiłem lisią piękność na ziemi. Uklęknąłem przy niej i uspokoiłem, jak tylko najlepiej potrafiłem. Spokojny mój dotyk sprawił, że zaczarowana Santa Marina usiadła na wilgotnej trawie, wpatrzona w moja twarz, a jej oddech stał się spokojniejszy. Zapewne chciała wiedzieć co się wydarzyło i czuła, iż właśnie ja wszystko jej wyjaśnię. A więc westchnąłem, sam nie znając szczegółów, po czym podniosłem wzrok na przyglądającą się w niepokoju Arię.
- Wielmożna pani.- podniosłem się, po czym ukłoniłem w pasie. Moje śnieżnobiałe włosy zaklęte w warkoczu, opadły mi na prawe ramię. Podniosłem się lekko, wciąż jednak kłaniając.- Czy raczyłaby mi, tak urokliwa niewiasta opowiedzieć, co wydarzyło się Santa Marinie?- zanim natomiast piękna istota odpowiedziała na postawione przeze mnie pytanie, wspomniana puszysta lisica zakręciła wkoło moich nóg niespokojne koło. Jej węch, podczas gdy ta zaczęła być zwierzęciem, polepszył się znacznie. Czuła moją woń nienaturalną, odstającą znacznie od świata w którym się znaleźliśmy. Wiedziała doprawdy wszystko, a więc i mnie w zupełności znała. Mojej aury magię i wyjątkowość również, którą już wcześniej poczuła czarownica. Zupełnie bez problemu potrafiłem ją ukryć, jednakże nawet wtedy Wybranka potrafiłaby mnie rozpoznać. Kątem oka obserwowałem jej poczynania. Spoglądała na mnie co róż, pytając mnie wzrokiem o wiele rzeczy. Wszystko wiedziała, a jednak potrafiła być zaskoczona tym co wie. Zadziwiające... Wyjątkowa Wybranka.
 Tymczasem Aria zarumieniła się. Po czym również się ukłoniła, a ja natomiast chwyciłem jej dłoń i sam wstałem.
- Cóż jest to dość długa historia...lecz mówiąc zwięźle panienka zemdlała, a czarownica postanowiła ją porwać mówiąc coś o tym ze jest "wybrana"...- wyjaśniła mi. Skinąłem lekko głową. Było to doprawdy intrygujące. Odwróciłem się wtedy, dość niegrzecznie przyznam, jednakże miało to swój powód. Aby zebrać myśli w tej sprawie, należało odsunąć się od ludzkiej aury... Począłem rozmyślać, a mój śnieżnobiały płaszcz kolejno przykrywał kolejne ziemne rośliny, gdy się przemieszczałem. Lisica stąpała za mną, wciąż pragnąc pomocy ode mnie. Nie mam pojęcia, czy byłem jej ją winien. W końcu przystanąłem i odwróciłem się do Arii.
- Droga pani, czy zechcesz towarzyszyć mi w drodze do miejsca, do którego zmuszony jestem zabrać Santa Marinę?- zapytałem łagodnym głosem, wyciągając w kierunku Arii dłoń. Wiatr zawiał lekko, poruszył nagimi gałęziami drzew, które oczekiwały już na swoje pierwsze pączki. Obecna przy mnie zaklęta kobieta wiedziała, jak bardzo pragnąłem wiosny, pąków kwiatów na pniach... Jednakże nawet od najmniejszych czarów, musiałem się powstrzymać przy ziemskiej, zwyczajnej istocie. Tak myśląc, usłyszałem jej głos ponownie.
- Może to trochę nie grzecznie tak pytać, ale... Czy tam Marina będzie bezpieczna i szczęśliwa...- zapytała, dość zakłopotana najwyraźniej tym pytaniem. Uśmiech pojawił się na mojej jasnej twarzy, a śnieżnobiałe włosy znów, pod wpływem wiatru, lekko zakryły mi twarz.
- Najdroższa Ario.- zacząłem zbliżając się. Wciąż nie opuściłem dłoni, chcąc aby ją chwyciła.- Santa Marina nigdy nie będzie bezpieczna i szczęśliwa.- wyjaśniłem z lekkim smutkiem. Moje słowa płynęły tak wolno, że każdy wziąłby je za kołysankę. Ciche dzwoneczki, kwitnące już w mokrej ziemi, zaczęły cicho dzwonić, aż czuć było w tamtym miejscu tylko i wyłącznie Wybranką. Każdy zapach, wywodził się od niej. I mimo iż piękne było to niezmiernie, muzyka napełniała duszę magicznych istot, a sama Santa Marina usiadła na skrawku mojego płaszczu, a oczy zaczęły same jej się zamykać... był to dla mnie pierwszy sygnał, aby opuszczać tamto miejsce.
- Ach!Cóż ten okrutny los przeznaczył Santa Marinie? Czyż można być wiecznie nie szczęśliwym? Och powiedz mi Panie Wielmożny! Pytanie inne zadam:czy szczęścia jej pragniesz?-była gotowa chwycić mą dłoń, jednakże zaskoczenie wzięło nad mą osobą górę... I cofnąłem się lekko. Co prawda czas naglił... jednak pytania, które wypłynęły z ust Arii nieco mnie zastanowiły. Uśmiechnąłem się więc znów, ciepło. Lisica usypiała niemalże...
- Ario.- spojrzałem na nią z powagą. Mój głos wciąż jednak był niesłychanie łagodny.- Szczęścia Santy Mariny, czy pragnę? Otóż, gdybym miał zdanie w tej sprawie, uratowałbym ją możesz mi wierzyć. Jednakże jest ona Wybranką, a więc wie, iż gotowa być musi na śmierć i zgubę.- wyjaśniłem jej. A wtedy utkane z bieli serce moje... zakuło straszliwie. Ukryć uczucie to... było najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnąłem się znów. Czy w mojej głowie mieściło się wszystko co czekało tę śnieżną lisicę? Na pewno nie. Ona sama, która wiedziała wszystko, nie znała swojego losu. Czuła jednak na co się godzi żyjąc.
- Tyle wiedzieć chciałam.- już nic więcej nie rzekła.Z poważnym wyrazem twarzy, Aria chwyciła mą dłoń, lekko cofniętą wcześniej. Ja natomiast, będąc pewnym iż jej powaga zwiastuje ewentualną powagę, wyjąłem z kieszeni śnieżnobiałego płaszcza drobny, lśniący dzwoneczek. Zadzwoniłem nim tak cicho, że jego dźwięk lekki i płynny zlał się z muzyką kwiatów. Wtedy schyliłem się lekko i wziąłem lisicę na jedną rękę. Długo czekać nam nie kazano.
 W jednej chwili rozległ się dźwięk miliona tak drobnych i melodyjnych dzwoneczków. Zbliżał się szybko, po chwili spomiędzy drzew wyjechały piękne, lodowe sanie zaprzężone w jednego, śnieżnobiałego smoka o żółtym spojrzeniu. Stworzenie stało na czterech, potężnych łapach, zwinęło błoniaste skrzydła i czekało, w milczeniu i bezruchu aż wsiądziemy do sań. Stanąłem bokiem do nich po czym gestem dłoni zaprosiłem do nich Arię.
- Najdroższa Ario.. Panie przodem.- powiedziałem delikatnie. Santa Marina ponownie ziewnęła cicho, a smok przyglądał jej się z istnym zaciekawieniem. Jego poinformowano przede mną o zaistniałej sytuacji. O tym, iż Wybranka znalazła się pośród ludzi..
 Aria bez słowa, z uśmiechem zajęła miejsce w saniach. Następnie zasiadła obok niej, oswojona z lisim ciałem Santa Marina. Ja natomiast wkroczyłem do sań jako ostatni, uprzednio upewniając się czy nikt nie patrzył na całe zjawisko z ukrycia.
 Wtem śnieżnobiała smok ruszył pojazd z miejsca, a ten znów zaczął wydzwaniać milionami, przyjemnych dla ucha dzwoneczków i usypiać ziemskie istoty swoim brzmieniem. O ile chwilowy poprzedni ich dźwięk, nie zrobił na Arii żadnego wrażenia, teraz po paru chwilach już siedziała oparta i spała, magicznym snem.
 Wtedy właśnie wzbiliśmy się w powietrze, zmierzając w kierunku miejsca, w którym Santa Marina powinna się znaleźć...

Dokończyć może Santa Marina, Smok.. xd albo Aria, opowiadając co stało się po przebudzeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz