piątek, 14 listopada 2014

Opowieść Snowglow cz 2.

-Widziałaś, w którą stronę nasz wół uciekł?- zapytał wilk, zaraz po tym jak na wydzierałam się na niego. Nie odpowiedziałam, jedynie niżej spuściłam łeb. Musnęłam nosem ziemię, czując jej chłód i beznadziejny zapach. Mruknęłam coś niezrozumiałego, potem podniosłam pełen wściekłości i nienawiści wzrok na oprawcę mojego żołądka.
- Potoczył się prosto w pień drzewa.- warknęłam cicho.- Jeśli dalej będziesz ględził, chuchro, zapewne go nie dogonisz.- nie spuszczałam z niego wzroku. Niech śmieć zna swoje miejsce i w te pędy przynosi mi zdobycz.
- Dobra, dobra.- powiedział po chwili. Prychnięcie, niesłyszalne wydobyło się z moich nozdrzy.- Nie marudź.- nachylił się i zaczął wąchać. Trop z pewnością znajdował się nawet w powietrzu nas otaczającym. Niemalże mogłam dostać od  zapachu wołu, zawrotów głowy. Po chwili wilk podniósł łeb.- Mam go.- stwierdził szybko i zaczął biec w obranym przez siebie kierunku. I co? Może znalazł... ale wiedziałam że na zbyt wiele liczyć nie mogę. Nos wilka jest tak złudny... i prymitywny... Z wolna podążyłam za nim, truchtem.
 Milcząc obserwowałam jak "goni" woła. Wilk ledwo zauważył wielkie cielsko, przerażone, krzątające się wśród drzew, a już ruszył na niego z kłami. Westchnęłam jedynie i jednym, zgrabnym susem wskoczyłam na gałąź łysego drzewa. Z wyższych poziomów opadły na mnie resztki, mokrego śniegu. Prędko je z siebie strzepałam. A tymczasem mój podwładny wskoczył wołowi na grzbiet, wgryzł mu się w kark i trzymał, podczas gdy zwierzę wierzgało, wyło i odskakiwało na boki. Muszę jedno przyznać, wilki mają wielką przyczepność i są niepodatne na wstrząśnienia mózgu. Aczkolwiek nie wiem czy to powód do dumy.
 Ziewnęłam przeciągle, niczym lew wyciągający się na nasłonecznionej skale. Spojrzałam na swoje puchate łapy, wyglądające jak gałąź jodły, rozłożysta, puszysta. Przymknęłam oczy, położyłam sobie łeb na tej miękkiej "poduszce" z moich odnóż, po czym prawie, że zasnęłam. Na jawie trzymały mnie tylko krzyki zarzynanego zwierza... Ach...
 Po chwili i to ucichło. A fakt ten sprawił, iż nieco się ożywiłam. Otworzyłam jedno oko, potem drugie. Światło lekko mnie poraziło, jednak prędko się do niego przyzwyczaiłam. Moje sprawne, zawsze gotowe mięśnie wybiły mnie, po czym wylądowałam na ziemi, na czterech łapach. Wszędzie mnóstwo było... ni to krwi... ni to lepkiej mazi... Zerknęłam na zasapanego wilka, który jednak powalił tłustego woła. Mruknęłam.
- A teraz zmiataj stąd.- warknęłam cicho. Nie wykonałam żadnego gwałtownego ruchu, ni drgnęłam. Moja źrenica tylko skupiona była na jego sylwetce.
- Ładne mi podziękowania.- powiedział bardziej raczej do siebie, niż do mnie.- No dobra nie przeszkadzam ci...wiesz trochę jestem głodny...- stwierdził z wolna, patrząc na mnie. Mój grzbiet zadrżał gwałtownie, na znak tego, że nie mam ochoty się dzielić.- Aha dobra ja nie mam nic do gadania.- powiedział zrezygnowany, po czym odwrócił się i gdzieś pobiegł. Mruknęłam i dopiero w tym momencie mogłam wykonać swobodny ruch. Wybiłam się z miejsca i naskoczyłam na zdobycz. Dokładnie w tej chwili zaburczało mi potężnie w brzuchu, a więc oblizałam łakomie wargi. Zabłysnęły moje kocie kły. Nachyliłam się nad ofiarą i już już miałam zatopić zębiska w cielsku... gdy usłyszałam kolejne głośne i nieuważne kroki. Podniosłam gwałtownie głowę i zastrzygłam puchatymi uszami.
- Jestem bardzo, bardzo, bardzo, BARDZO głodny!- zawył wilk, dobiegając do mnie. Aby go zatrzymać machnęłam łapą przed sobą, aby w razie potrzeby oberwał. Nie miałam najmniejszej ochoty się dzielić, wydawało mi się, że wyraziłam się jasno.
- No proszę!- zawył znów przeraźliwie. Dodatkowo zrobił szczenięcą minę... Szczenięta... jak ja nie znoszę..- Proszę, proszę, proszę!- potem padł na ziemie, zaczął się tarzać po brudnej... mokrej ziemi.. Odsunęłam się.- Słyszysz to? To moje burczenie w brzuchu. Daj mi kawałek proszę! Słyszysz? To moja śmierci... Będziesz miała mnie na sumieniu... zapadnę zaraz w głęboki sen, śmierć i w ogóle agonia...i to będzie twoja wina!- chwilę potem już rzekomo umierał.. Zaczął patrzeć w przestrzeń tak jakby był niewidomy...- Światło widzę...- Mruknęłam, odwróciłam się i zatopiłam kły w mięsie. Wyssałam z niego odrobinę soczystości, po czym podniosłam łeb, oblizałam wargi.
- Jedna ofiara w tę czy w tę. Co za różnica kim jesteś. Dla mnie to nic ważnego.- powiedziałam obojętnie, po czym znów wgryzłam się w posiłek, niekontrolowanie pomrukując z zadowolenia.
- Ostatni raz robię coś dla nieznajomej.- mruknął zrezygnowany i wolnym krokiem ruszył w stronę swojego legowiska. Być może miał jeszcze jakieś nędzne nadzieje... Podniosłam więc łeb, zarzuciłam nim, zerknęłam w jego kierunku. 
- Zaczekaj!- zawołałam. Jednak zbyt przyjemnie to być może nie zabrzmiało. Było to warknięcie, wredne, okrutne... Jednakże..- Snowglow. Jeśli już kręcisz się w pobliżu.. nie nieznajoma, a Snowglow, samica alfa tego lasu.- powiedziałam mierząc go wzrokiem.
-Maximus.- powiedział wilk.- Ale mów mi Max.- dodał swobodniej, smętniej, po czym poszedł dalej szukając jedzenia dla siebie. Zapach soczystego wołu u moich stóp, napawał mnie od stóp do głów. Mruczałam zadowolona zjadając każdy kęs, a gdy poczułam się syta, ułożyłam się na gałęzi drzewa, przeciągnęłam i miałam wielką ochotę zrobić sobie drzemkę... jednak wtedy to właśnie, do moich uszu dobiegł ten mrożący w żyłach krew dźwięk. Strzelba! Strzały... Odgłosy szczekających psów... Łowy... Tłuści ludzie z wioski zdecydowali się urządzić uroczysty obiad więc potrzebują dziczyzny z lasu... Ale wiadomo, gdy są z bronią, nie oszczędzą nawet mnie. 
 Momentalnie zeskoczyłam z drzewa, po czym zerwałam się do biegu. Pędziłam pomiędzy drzewami, zgrabnie, pięknie. Nie widziałam nic dookoła, od pędu. Gnałam w przeciwnym kierunku mając nadzieję, że dwunożni łowcy nie zapuszczą się w tereny, mojej kryjówki.

Maximus może opisać to jak w popłochu uciekał łowcom... Proszę o jakiś piękny opisik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz