niedziela, 30 listopada 2014

Opowieść Sorayi Aurory Lilian IV cz.1

 Nastał przecudowny nowy dzień. Obudziłam się w łożu wysadzanym szafirami, na łożu ze złoconego drewna z baldachimem opadającym kaskadami z sufitu, w srebrzystym odcieniu naturalnie. Zapach poranka roznosił się po całej komnacie, od wielkiego okna balkonowego, na noc otwieranego rzecz jasna, aż po wejściowe drzwi, zamknięte na klucz od wewnątrz.
 Przeciągnęłam się, otworzyłam oczy i ziewnięcie samo wydarło się z mych królewskich ust. Uśmiechnięta usiadłam na atłasowej pościeli w swej atłasowej nocnej koszuli z perełkami i sięgnęłam po złocisty dzwoneczek, wiszący tuż obok mej głowy. Zadzwoniłam nim trzy razy, aby zwołać do siebie służbę, po czym znów ziewnęłam.
 Oczekując na osiem służących, zajmujących się wyszykowaniem mnie z samego rana, przyglądałam się z łoża górom, jakie mieściły się tuż obok mego balkonu. Piękne widoki rozciągały się wzdłuż i wszerz, a wielobarwne ptaki wschodnie śpiewały ślicznie, przelatując nieopodal.
 Znów ziewnęłam, a wtedy jak na życzenie zastukano w me drzwi. Podniosłam się, bosymi stopami dotykając czerwonej wykładziny. Powoli przystąpiłam do wejścia i przekręciłam złocisty klucz w zamku. Wtedy te otwarły się, a witająca mnie uśmiechem służba, weszła do pokoju. Jak już mówiłam, było ich łącznie osiem, w tym tylko sześć kobiet i dwóch mężczyzn, Florency i Henry. Obaj chwycili na raz mą królewską osobę i zanieśli prędko znów na atłasową pościel. Lekko usiadłam na niej, po czym milcząc posłałam im uśmiech.
 Cała grupa ustawiła się przede mną w rzędzie, po czym ukłoniła. Ja wtedy zaklaskałam w dłonie z gracją.
- Dobrze. Dzisiaj chcę pięknie wypaść przed księciem Nasturcjanem.- oznajmiłam donośnie, niczym dyktator na zebraniu wojska.- Ma mnie odwiedzić za osiemdziesiąt trzy minuty. Macie zrobić wszystko tak, abym nie wysiliła się przez ten czas i wyglądała fantastycznie. Czy to jasne?- wszyscy na raz przytaknęli po czym rozpierzchli się po komnacie, a jedna z niższych służących, Ellie, podała mi złotą tacę z moim śniadaniem.
 Do tego doniosła także gorącą jeszcze herbatę, którą sącząc wypiłam. Gotowane jajka z delikatnymi małżami oraz ponczem były wyśmienitym posiłkiem na taki dzień jak ten.
- Wspaniale. Florency! Teraz pomóż mi się przebrać.- nakazałam po zjedzeniu. Mężczyzna wykonał moje polecenie i już po całych piętnastu minutach olśniewałam wspaniałą, królewską suknią.
 Tym razem, krawiec nadworny postarał się wyjątkowo. Dostałam szatę z srebrzystej tkaniny, połyskującej przy każdym ruchu. Udekorowana była diamentowymi łańcuszkami i koronką w kryształki. Do tego tren odstawał ode mnie, szeleścił, a bufiaste rękawy dodawały mi dostojności. Do takiego ubioru, Walicja dobrała mi nową kolię i kolczyki, które niegdyś dostałam od matki.
 Włosy czesał mi Henry, starając się nie zniszczyć ani jednego, perfekcyjnego loka. Udało mu się, jednak mogłam przyczepić się do wielu szczegółów... Ojciec król zabronił mi jednak ciągle karcić służbę, która jest jak dzieci... należy je pochwalić, jeśli robią coś zgodnie z poleceniem.
 Tiarę nałożyłam zupełnie sama, palce służby nie mogą dotykać klejnotów koronnych. A gdy już to uczyniłam, byłam gotowa by wyjść na spotkanie przeznaczeniu... Nasturcjan miał się pojawić lada moment!
 Wyszłam na hol zamku i podążyłam po czerwonym dywanie do sali bankietowej. Wydany na cześć księcia bal, miał się odbyć z chwilą jego przybycia. Tymczasem zastałam tam jedynie matkę i ojca, zasiadających na swych fotelach.
- Sorayo Auroro Lilian IV.- usłyszałam po wejściu. Był to głos mej rodzicielki.- Czyżbyś zapomniała o dzisiejszej wizycie?
- Nie matko.- zaprzeczyłam. Jakim prawem miała do mnie pretensje?- Byłam pewna, że mimo idealnych przygotowań z mej strony i tak przyczepisz się do czegoś...- dodałam mniej przyjemnie. Ona natomiast podniosła na mnie wzrok znad swej książki, którą czytała.
- Na klejnoty koronne, Sorayo Auroro Lilian IV, uważaj na słowa.- syknęła niemalże, ale ja już nie słuchałam. Do sali bankietowej wszedł właśnie... Filip, paź królewski, najważniejszy doradca króla zarazem. Gdy mijał mą królewską osobę, ukłonił się nisko, z pięknym uśmiechem na twarzy. Potem skierował się do władcy.
- Wasza wysokość.- klękną na jednym kolanie.- Do bram zamku dotarła eskorta króla Galicjana, a wraz z nią kareta księcia Nasturcjana.- oświadczył nie podnosząc wzroku. Ta dostojność mogła z łatwością przebić jakiegoś tam błękitnokrwistego.
- Wpuścić i serdecznie powitać!- huknął król, głosem godnym potężnego krasnoluda. Wstał z fotela, poprawił czerwony płaszcz.- Mamy gości!- oświadczył służbie, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozpierzchła się na wszystkie strony.
- Wspaniale.- wymamrotałam, po czym odprowadziłam wzrokiem oddalającego się Filipa.

Cóż.. Ktoś dokańcza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz