sobota, 15 listopada 2014

Opowieść Snowglow cz 4.

 Dzień jak co dzień. Śniegu i mroźnego powietrza było już znacznie mniej, a mój żołądek nareszcie mógł nasycić się jedynie prymitywnym uszatym, odnalezionym wśród traw. Zabiłam go tak prędko, że nawet nie mógł się nad tym zastanowić, a gdy ułożyłam się na stercie jeszcze jesiennych liści, oblizując sobie teraz czerwone łapy z krwi, zaczęłam rozmyślać o ubiegłym dniu. Upolowano mi soczystego, tłustego woła... A ja nie w pełni z niego skorzystałam... Czy wciąż leży na swoim miejscu? Albo najpierw.. skąd wziął się w tamtej części mojego lasu, skoro w pobliżu nie ma nawet żadnej ludzkiej hodowli? Wątpię ażeby był dziki, podejrzewam, że nie długo przed śmiercią był na wolności. Nie dałby rady przeżyć... Bał się obecności drzew i nie miał pojęcia jak się przez nie przedostać. Jak takie kuliste coś w ogóle przedostało się na tamtą polankę..?
 Przewróciłam się na plecy i zamruczałam, podrzucając w łapach króliczą kostkę. Była przeze mnie starannie wylizana, więc stanowiła całkiem śmieszną zabawkę. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem. Jednakże szybko mnie to znudziło, a właściwie to nawet nie mogło mnie rozluźnić. Czułam niepokój... O własną zdobycz, więc ruszyłam wkrótce w miejsce, w którym zostawiłam swojego woła.
 Wynurzyłam się zza paru drzew, a własnie wtedy... zobaczyłam wielką pustkę! Byłam pewna że ten wilk, jako iż rościł sobie prawa do łupu, przylazł pod moją nieobecność i wszystko zjadł... chociaż za dużo tego było.. może zawołał rodzinę.. Mniejsza! Jedno było pewne.. Ktoś ukradł moje zapasy, a ja miałam wielką ochotę rozgruchotać mu kości. Węsząc po ziemi, mimo że rozpraszał mnie zapach krwi, odnalazłam trop złodzieja. Ruszyłam za nim tak szybko, jak tylko mogłam, aż w końcu na swojej drodze spotkałam... Tego dziwnego, lichego szakala, który rzekomo wczoraj uratował mi życie... Warknęłam, czując na nim zapach krwi mojej ofiary.
- Proszę proszę... Mama cię nie uczyła że nie rusza się tego co nie twoje?- zapytałam wściekła, kładąc uszy po sobie. Sierść najeżyła mi się, byłam gotowa ją zaatakować.
- To co twoje ? Nie pamiętam żebym coś ci zabrała...- oparła w miarę spokojnie, na pewno kłamała. Nie atakowała mnie, ale była podejrzewam gotowa na kontratak. Mało mnie to obchodziło, warknęła po raz kolejny. Cofnęłam się o parę kroków, wpatrując w nią wściekle.
- Moje zapasy!- powiedziałam zupełnie bez jakiegokolwiek pohamowania. Dało się słyszeć warczenie, wydobywające się z mojego gardła cicho, niekontrolowanie.
- Twoje zapasy? Upolowałam tego woła uczciwie.- Nieufnie się cofnęła. Mruknęłam nieco spokojniej. Skoro miała zamiar ciągle upierać się przy swoim... Bądź co bądź była zbyt mała, z resztą kto jest wystarczająco duży, by upolować woła? Dodatkowo nie ma w tym lesie wołów.
- Wątpię. Wół w tym lesie..? To raczej rzadkość, poza tym... nie wspomniałam wcale, że to był wół.- warknęłam postępując na przód.- Tylko kłamca się tłumaczy.- dodałam, wyczuwając nie do powstrzymania żądzę krwi. Chciałam móc ją zgładzić... w ramach kary za kradzież i kłamstwo. Żeby chociaż przyznała się do winy...
 Patrzyłam na nią z wściekłością, a ona niby to zdziwiona, niby przerażona stała jak stała... Szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty straszyć jej jeszcze bardziej. Grunt że miała pojęcie z kim zadarła. 
 Oddaliłam się spuszczając z niej wzrok, co mnie niby miała obchodzić.. Pf.. złodziejka jedna. Tylko tyle że następnym razem jej się oberwie, nie daruję... 
 Ona natomiast stała tak jeszcze jakiś czas, potem obejrzała się i zupełnie zdziwiona oddaliła w swoją stronę. Niby byłam tutaj tylko po to, aby zgładzić ją jednakże... Nie zrobiłam tego, a że szła w stronę mojego lokum, nie mogłam wrócić. A tą drogą dotarłam do... pewnej dziwnej jaskini, przed której wejściem leżał... mój wół!
 Warknęłam cicho.
- Kolejny śmieć, który odważył się tknąć co nie jego...- wymamrotałam, widząc leżącego nieopodal Maximusa...

Maxiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz