piątek, 14 listopada 2014

Opowieść Snowglow cz.1

 To była burzowa noc... gdy postanowiłam wyjść na polowanie. Od tygodnia żywiłam się jakimś nieświeżym karibu tylko z racji tego, że byłam sama, a ruszyć mi się nie chciało ażeby coś zabić i przytaszczyć do mego lokum. Ogółem... miałam mało chęci do życia ostatnimi czasy. Czy to dlatego że klimat się ocieplił, jak to zazwyczaj na wiosnę bywa? Pojęcia nie mam, jednak wiele doprawdy wiele bym dała, aby cały las sprószyły śniegi. Przyjemniej jest wtedy przemierzać kilometry podczas łowów, przyjemniej jest spać nocą, podczas chłodu. Jestem raczej istotą, nieznoszącą wiosny. Nie rozumiem dlaczego cały ten las cieszy się z ciepłych dni... A miśki.. Wszelkie leśne niedźwiedzie leniuchują całą zimę. Nieroby.
 Ale... w zeszłą burzową noc obudził mnie długotrwały ból żołądka. Powodem było albo zepsute jedzenie, albo fakt że zjadłam go zbyt mało... Nie mam pojęcia. Jednak wiedziałam, że muszę niezwłocznie wyruszyć, zabić i pożreć, bo takie jest w końcu... przeznaczenie drapieżcy.
 W noc wyruszyłam, a dopiero dwa dni po tym zdarzeniu, natrafiłam na trop jakiegoś stworzenia. Dziwne... W końcu dużo się tych śmieci powinno kręcić po lesie na powitanie wiosny. A sam fakt że wszędzie było cicho, zaczynał mnie już powoli irytować.
 Przemierzałam jeszcze chłodną, ale ocieplającą się już przestrzeń. Na drzewach można było dostrzec pierwsze pąki, które jedynie denerwowały... bo w końcu z takich nie ma w ogóle pożytku. Co jakiś czas wdepnęłam w kałużę, jedyne co zostało po śniegu... A i tak czułam jeszcze na sobie grube futro... Ile jeszcze potrwa, zanim ono zniknie a ja będę mogła czuć się lekka, niczym ptak..? Jednak mimo wszystko wolę zimę i ten puch na sobie... Br.. Teraz wszędzie będzie brudno, brzydko.. tak radośnie! Aż się niedobrze robi na samą myśl.
 Trop był świeży, pachnący i wydawało mi się, iż stworzenie go zostawiające jest wolne i tłuste, co tylko mnie bardziej nakręcało. Wprawdzie wizja taszczenia tego tłustego leniwca nie była wcale zbyt kolorowa, miałam teraz coraz większą ochotę zatopić w tym kły. Mmm... Niemalże słyszałam pisk zabijanego kopytnego. Znudzenie, niezadowolenie, w jednej chwili zastąpiła ekscytacja. W każdym drapieżniku... polowanie budzi tę żądzę krwi, nawet jeśli nie ma ochoty poplamić sobie nią futerka.
 Byłam blisko, czułam to. Słyszałam bicie mojego serce, wiatr w gałęziach drzew i kroki. To były kroki wielkiego, tłustego woła. Nie miałam pojęcia, co takie zwierzę robi w moim lesie. Jedno było jasne, muszę to zabić z wielką nawet satysfakcją.
 Wół miotał się wśród drzew, a zachowywał się tak głośno, jak przynęta. Mimo wszystko jeden niewłaściwy ruch mógł sprawić, że go bezpowrotnie stracę.. Chociaż wątpiłam ażeby na tak krótkich nóżkach mógł mi zbiec, zanim bym go dopadła.
 Zaczaiłam się w zaroślach. Może jednak brak liści ma swoje minusy... Wzrok drapieżcy wlepiłam w ofiarę. Oblizałam wargi. Zdarzyło mi się nawet zamruczeć z zadowolenia. Podniosłam przednią łapę. Domyślam się jak tutaj zachował by się wilk. Rzuciłby się od razu.. bo nie potrafi się zaczaić. Każdy wie że w skradaniu, to my koty jesteśmy najlepsze. Naprężyłam mięśnie, gotowa do skoku, gdy...
 Wół zastrzygł uszami, jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, a zwierzę ruszyło wprost na drzewa, taranując mniejsze badyle wystające ze zmarzniętej ziemi. Cóż poruszyło się w pobliskich zaroślach.Trzask gałęzi. Ktoś na nią stanął! W tym samym momencie poczułam ten sam ból żołądka... i nie wydaje mi się abym miała gonić za wołem.
 Z wielką chęcią za to... uduszę tego kto spłoszył mi zwierzynę... Doskoczyłam do "tego kogoś" nie zważając na to kto, mógłby to być. Mocną, kocią łapą zdzieliłam go, jak mi się wydaje po łbie. Później dopiero, spojrzałam. Wilk... Jasna zorza.... oczywiście że wilk! Któż by inny!
- Ty ofiaro! Spłoszyłeś mi kolację!- warknęłam złowrogo, a sierść mi się zjeżyła.

Maximus, drogi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz